Author of Sept petits films qui parlent de musique et qui n'en font qu'un, Był sad, Ogród miłosny, Bilet miesie̜czny, W oczach tygrysa, Bóg, Listy do domu, Nocnik, 27 XI 2007 - 27 XI 2008 Andrzej Żuławski Piotr Adamczyk; Robert Śmigielski Weronika Rosati samotnie wychowuje córkę Elę, która jest dla niej całym światem. Jak zdradziła "Twojemu Stylowi", wybiera tylko takie Proces Rosati kontra Żuławski: jest wypowiedź biegłej A Dąbek. 23 sierpnia 2013, 15:30 FACEBOOK. X Niedawno Weronika Rosati wygrała proces ze swoim byłym przyjacielem Andrzejem Żuławskim. Zgodnie z wyrokiem sądowym reżyser musi zapłacić aktorce 100 tys. zł. Jednak Żuławski nie odpuszcza. 17 lutego 2016, 11:45. Nie żyje Andrzej Żuławski. Reżyser miał 75 lat. Zmarł po walce z chorobą. Jeszcze kilkanaście godzin temu jego syn Xawery pisał na Facebooku: "Przyjaciele! Muszę Weronika Rosati ESTPs love the action and will jump into activities which interest them but can jump out just a swiftly when they lose interest. The ESTP does not enjoy the constraints of schedules. Pragmatic and tough-minded they act on the facts rather than emotion, using their huge store of facts and knowledge to fix the immediate problem She was once romantically involved with Polish filmmaker and writer Andrzej Żuławski. She then dated Piotr Adamczyk until 2015. Family Life. She was born to a fashion designer and an economics professor, and she spent her childhood in Switzerland and the United States. Associated With 1VzQMc. W środę Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił w zasadniczej części pozew Rosati o ochronę dóbr osobistych wobec Żuławskiego i wydawcy jego książki. Sędzia Małgorzata Sławińska utajniła uzasadnienie wyroku ze względu na tło sprawy. Jest on nieprawomocny. W procesie - który toczył się od jesieni 2010 r., w dużej części za zamkniętymi drzwiami - Rosati żądała od Żuławskiego oraz wydawcy jego książki z "Krytyki politycznej" 200 tys. zł zadośćuczynienia, przeprosin w mediach za naruszenie jej prawa do prywatności i godności jako kobiety oraz zaprzestania dalszego naruszania jej dóbr osobistych - przez usunięcie fragmentów książki, które mają jej dotyczyć, z ewentualnych dalszych jej wydań albo nawet zakazu jej rozpowszechniania. Prawnicy powódki dowodzili, że w śmiałej obyczajowo książce Żuławskiego przytoczono wiele faktów i zdarzeń pozwalających rozpoznać ich klientkę w postaci Esterki, co także zauważyły media w recenzjach. Pisano, że Żuławski przez pewien czas miał się spotykać z Rosati. Pozwani wnosili o oddalenie powództwa. Podkreślali, że nazwisko powódki ani razu nie pada w książce; powoływali się też na wolność artystyczną. Sąd uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych powódki. Nakazał pozwanym opublikowanie w „Fakcie” i „Gazecie Wyborczej” przeprosin za to, że fikcyjnej bohaterce książki nadano cechy pozwalające zidentyfikować ją jako Weronikę Rosati i przypisać jej treści obraźliwe i fałszywe. Sąd nie uwzględnił zaś wniosku powódki o wykreślenie inkryminowanych fragmentów z 600-stronicowej książki. Powódka kwestionowała treści znajdujące się na 160 stronach. Reprezentująca powódkę radca prawna Anna Kruszewska powiedziała po wyroku, że złoży zapewne apelację co do części wyroku oddalającej roszczenia pozwu. Dodała, że sąd uznał, iż istnieje odpowiedzialność za twórczość artystyczną, jeśli czytelnik nie ma wątpliwości co do skrajnie negatywnej identyfikacji fikcyjnej postaci z książki. "To nie żadna cenzura, tylko uznanie, że prawa twórcy nie są nieograniczone" - oświadczyła. Pełnomocnicy pozwanych nie chcieli wypowiadać się, czy złożą apelację. "Nocnik" jest powieścią udającą dziennik, a nie dziennikiem udającym powieść; nie można utożsamiać autora z narratorem, ani postaci z żywymi osobami - mówiła w 2013 r. w sądzie biegła prof. Grażyna Borkowska, historyk literatury z Instytutu Badań Literackich PAN. Dowodziła, że tekstu artystycznego - jakim jest powieść - nie można traktować jako bezpośredniej wypowiedzi autora. "Narrator nie musi wypowiadać opinii autora. Gdyby tak było, setki artystów stawałoby przed sądami. Ta praktyka co najmniej od końca XIX wieku ustaje" - podkreśliła. Przyznała, że książka jest "uwikłana w rzeczywistość i fikcyjne postaci mają odniesienia do rzeczywistości". Jeszcze wiosną 2010 r. sąd zakazał dalszego rozpowszechniania "Nocnika" - aż do prawomocnego zakończenia całego procesu. Stało się to w ramach tzw. zabezpieczenia powództwa, wiele razy krytykowanego w mediach jako rodzaj swoistej "cenzury prewencyjnej". Potem Trybunał Konstytucyjny uznał, że sądowy zakaz publikacji nie narusza konstytucji, ale powinny być określone ramy czasowe, w jakich ma on obowiązywać. Żuławski (ur. w 1940 r. we Lwowie) to reżyser, pisarz, scenarzysta i aktor. Zadebiutował w 1971 r. filmem "Trzecia część nocy". Po wstrzymaniu przez cenzurę jego filmu "Diabeł" z 1972 r. Żuławski wyjechał do Francji, gdzie kręcił filmy z udziałem Romy Schneider i Isabelle Adjani. W 2001 r. otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a w 2002 r. francuski Order Legii Honorowej. Rosati (ur. 1984) to aktorka, znana z ról w telewizyjnych serialach.(PAP) Przypominamy archiwalną rozmowę z Andrzejem Żuławskim. Została opublikowana w 2011 roku w dodatku Plus Minus. *** Rzeczpospolita: Co książka podpisana nazwiskiem Żuławski, to skandal. Andrzej Żuławski, reżyser, pisarz: Przecież wiesz, że nie każda książka, tylko trzy ostatnie. Niezła seria. Chcesz zostać pierwszym skandalistą w Polsce? To raczej pytanie do odbiorców, co takiego skandalizującego w nich widzą, bo ja niczego nie dostrzegam. Za to strasznie się nudzę, czytając polską produkcję literacką i paraliteracką. Czyli to nie ty jesteś skandalistą, tylko reszta to nudziarze? To obcesowa formuła, ale jest w niej ziarno prawdy. Ale konkretnie. Masz proces z Weroniką Rosati o poprzednią książkę, a teraz wyszła kolejna, „Ostatnie słowo". Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ To nie jest moja książka. To wywiad niby ze mną. Niby? Jakaś nieautoryzowana wersja. Mimo nalegań i próśb nie dostałem ostatecznej wersji, która ma iść do druku. Wydawnictwo zapewnia, że ma twoją autoryzację. To znaczy, że kłamie. Oni nawet nie mają ze mną umowy, więc jak mogą mieć autoryzację? Naniosłem około tysiąca poprawek. Twierdzą, że niewiele. No, k..., dlaczego ludzie w tym kraju tak kłamią?! Przysłali mi w trakcie rozmów spisane fragmenty, ja poprawiłem błędy, ale to nie była autoryzacja całej książki! Zapłacili? Jak mogli zapłacić, skoro nie podpisali ze mną umowy? Podpisałem umowę na wywiad, który przeprowadzał ze mną Cezary Michalski. Już w trakcie naszych rozmów wydał mi się on przeintelektualizowany i bujający gdzieś w stratosferze. Żadne wydawnictwo dbające o zyski nie mogło tego puścić, więc wymyślili, że rozmowę dokończy Renata Kim i oni jakoś połączą te wywiady. Ukazała się tylko część z panią Kim, rzeczywiście bez zbyt wielu trudnych słów. Potwierdzam, że bez trudnych słów. Ale i bez sensu. Wytoczysz im proces? Przez ostatnie kilka lat zobaczyłem, jak działa wymiar sprawiedliwości, system sądowniczy i nie napawa mnie to optymizmem. Liczę, że sami zechcą być przyzwoici. Poprzedniej książki, „Nocnika", nie można wznowić. Sąd drugiej instancji uznał pozew państwa Rosati i położył na tym łapę. Jak tam sprawa w sądzie? Trwa. Żądają ode mnie 200 tysięcy złotych, których przecież nie mam, a od wydawnictwa chcą zakazu sprzedaży książki. To musisz napisać „Moje życie z Weroniką Rosati" i zarobić na odszkodowanie. Ale wiesz, jakie to byłoby nudne? Napisałem „Nocnik", czyli takie „Moje życie z Esterką"... ...Esterka to bohaterka „Nocnika", w której wszyscy dopatrują się Weroniki Rosati. Jacy, k..., wszyscy?! Przynajmniej ty nie powtarzaj tych bredni. „Nocnik" to była pierwsza część z planowanych trzech. Drugi tom już jest napisany, a trzeci tom właśnie piszę. Czy w tomie drugim pojawiają się elementy esterkopodobne? Nie, tam występuje Sabinka. (śmiech) Zdaje się, że nie wyjdziesz z sądu. Na razie zastanawiam się, czy wydawca „Nocnika", „Krytyka Polityczna", będzie miała jaja z żelaza, by to wydać. Strach przed państwem Rosati jest wielki, bo oni rzeczywiście mają pieniądze na adwokatów. Stroną procesu jest Weronika Rosati czy jej rodzice? Stroną jest panna Weronika Pipścikiewicz, której z pomocą przyszli rodzice. Doniesiono mi, że jej mama pani Ros..., to znaczy pani Pipścikiewicz (śmiech) wybuchła na sali sądowej operetkowym płaczem i jękami, że teraz nikt nie chce córeczki zaangażować, że zrujnowałem jej karierę, a przecież cała jej ukochana prasa brukowa pisze, jakie to sukcesy panna Weronika odnosi. Oj, nie pałasz sympatią do państwa Rosatich... Ja? To, że panna Weronika ma kochających rodziców, którzy pójdą za nią w ogień, jest godne podziwu. O pani Rosati mówiłeś „handlara i przekupa", o panu Rosatim „eurojad"... Nie każ mi więc tego powtarzać, bo ja teraz nie mówię o nich jako o ludziach w ogóle, tylko jako o rodzicach. To, że robią wszystko dla swojego dziecka, jest chwalebne. Co takiego robią? Przychodzą i ze łzami w oczach opowiadają o niewinności swej cudownej córeczki. I ja zaczynam się zastanawiać, czy oni cokolwiek rozumieją, cokolwiek o niej wiedzą? I jakiej odpowiedzi udzielasz? Że chyba w ogóle jej nie znają, a tymczasem ona manewruje rodzicami, jak chce, bo jest od nich i bystrzejsza, i bardziej bezwzględna, i bardziej zepsuta. Żyję na tym świecie 70 lat i dotychczas nie spotkałem takiego przykładu nałogowego oszustwa. Wiem, że zabrzmi to głupio, ale naprawdę byłem naiwny. Naiwny? Ano właśnie ja, człowiek, który spotkał w swoim życiu tylu ludzi, tyle kobiet, ale nigdy wcześniej nie poznał tego połączenia tak daleko posuniętego karierowiczostwa, zakłamanego drobnomieszczaństwa i postkomuny. Coś się chyba zmieniło, bo rok temu w bardzo osobistym wywiadzie mówiłeś, że kochałeś Weronikę Rosati. Mówiłem to właśnie tobie i mogę to wszystko powtórzyć. Że kochałem Weronikę, że nadal ją kocham. Mam do niej takie same ciepłe uczucia jak do wszystkich osób, które były mi bliskie. Chyba liczyłeś, że to się skończy inaczej? W swojej naiwności wierzyłem, że po odruchu irracjonalnego gniewu ta dziewczyna się opamięta, ale tak się nie stało. Odwrotnie: ostatni telefon Weroniki to był wrzask, że zostanę puszczony z torbami, że odbiorą mi dom, samochód i skończę jako żebrak pod mostem na Powiślu. Ale wcześniej było inaczej. Proponowała mi nawet małżeństwo, ale wtedy jeszcze nie wiedziała, że powstała książka. Powinieneś przewidzieć taką reakcję. Ja nadal nie wiem, jak się zachować wobec tego natłoku oskarżeń, że opisałem ją tak, że wszyscy mogą rozpoznać jej najgorsze cechy. Tam nie ma Weroniki, w książce ani razu nie pada nazwisko Rosati. Ale to ona wytoczyła proces. I tu pojawia się problem, bo bogata rodzina panny Rosati wybrała sobie adwokata od celebrysiów i celebrysiek, który nie tylko posiada najdroższe samochody sportowe, ale też – o ile rozumiem – jakoś współżyje z częścią tego środowiska. On wywarł na rodzinę taki wpływ, że brną w absurdalną stronę. Dlaczego w absurdalną? Bo teraz jedyną osobą, która broni utraconej czci Weroniki Rosati, jestem ja, bo tylko ja konsekwentnie powtarzam, że powieściowa Esterka to nie ona. I co się stanie, jeśli adwokat od celebrysiów udowodni, że panna Rosati to Esterka? Wystawi jej jak najgorsze świadectwo. On? To w twojej książce mowa, przepraszam, ale to cytaty, o „szmacie, w którą spuszczają się hollywoodzkie chuje", o „ssaniu chujów zaległych", czym trudni się Esterka... No właśnie! I teraz oni chcą udowodnić, że Weronika Rosati to Esterka? W takim razie ona bierze na siebie wszystko, co o bohaterce „Nocnika" napisałem. Nie chcę się powtarzać, ale wszystkie dane dotyczące jej samej, jej rodziców, nawet daty się zgadzają. Nic dziwnego, że ludzie widzą tam Weronikę Rosati. A teraz rodzice panny Rosati i ich wynajęty adwokat celebrysiów próbują udowodnić, że Esterka to ona, a jednocześnie, że w książce roi się od kłamstw. Więc ja ich proszę, by pokazali palcem te kłamstwa, skoro tak dobrze znają bohaterkę powieści. I wykazują te wszystkie wulgaryzmy i fragmenty obraźliwe... Obraźliwe? Tak, ale dla Esterki! I po raz kolejny muszę spytać, dlaczego upierają się, że ta Esterka to panna Rosati? Tośmy sobie pogadali. Przegrasz ten proces? Pani sędzina prowadząca ten proces... Po polsku mówi się chyba teraz pani sędzia. Gówno, to wcale nie jest po polsku! Po polsku jest pani sędzina i proszę mi tego nie poprawiać pod żadnym pozorem. No dobrze, ale do puenty. Pani sędzina wykazuje chyba pewnego rodzaju szlachetną dobroduszność wobec młodej panny Rosati, uważając widocznie, że jest ona pokrzywdzonym dzieckiem miejskiej biedoty sponiewieranym przez straszliwego, bogatego starca. Jeśli pani sędzina ten punkt widzenia zmieni, to mam szansę. A jeśli nie? To nawet nie mam zamiaru się bronić i pójdę do pierdla. Chciałbyś kolejny skandal gratis. Jeśli miałbym iść do więzienia w obronie wolności słowa, to proszę bardzo. To nie wolność słowa, a wolność obrażania. Bzdura, mówimy o literaturze. Tu nie ma żadnego donosu, ja nie piszę po imieniu i nazwisku, ale wydałem powieść, utwór literacki zawierający rzeczywistość przetworzoną. I sąd chce orzekać w sprawie literatury? Jakie ma do tego kwalifikacje, przepraszam bardzo? Może spyta Instytut Badań Literackich, jak kpiłeś? I co im powie IBL, skoro tam siedzi kupa staruchów, którzy nie wiedzą, co mówią? Proponujesz więc całkowitą swobodę oszczerstw, ale jej nie ma nigdzie na świecie. Proponuję całkowitą, bezwzględną wolność słowa, wolność literatury. Ona powinna być niczym nieograniczona, ale jeśli boisz się zgorszenia, to nikt ci nie każe czytać takich dzieł. Jak byś chciał to rozwiązać? Dam ci przykład: Philip Roth, który zapewne dostanie wkrótce literackiego Nobla, ożenił się kiedyś z aktorką – komunistką Claire Bloom i po tym małżeństwie wydał książkę „Ożeniłem się z komunistką", w której opisał ją jako koszmarną hipokrytkę i kłamcę. I Bloom oczywiście nie tylko nie podała go do sądu, ale sama wydała kontrksiążkę, w której z kolei opisała jego jako niemożliwego do życia potwora. I ja to rozumiem. Nie tylko rozumiesz, ale i popierasz. Po tym jak rozpadło się twoje małżeństwo z Sophie Marceau... ...Ona nakręciła ostry film przeciwko mnie, ale ja nie tylko nie powiedziałem jej złego słowa, a nawet uważałem, że była zbyt delikatna, bo miała prawo do swojej prawdy. Naprawdę chciałeś oberwać mocniej? Ależ oczywiście! Ja nie musiałbym tego ogladać, a wtedy przynajmniej powstałoby lepsze dzieło, a przecież tylko o to chodzi! W końcu po nas zostanie w najlepszym wypadku piramida Cheopsa i Sfinks, a my wcale nie musimy wiedzieć, z kim się pierdolił Ramzes i o co szło. Wracając do „Nocnika"... Właśnie tak, jak była żona Rotha, powinni postąpić państwo Rosati. Ale nie sądzę, że byliby w stanie napisać jakąkolwiek książkę. Musieliby stać się ludźmi na pewnym poziomie. Albo inny przykład: we Francji był taki XX-wieczny pisarz Marcel Jouhandeau, który był katolickim moralistą, mistykiem, ale i homoseksualistą. I on ożenił się z byłą tancerką kabaretową Elisabeth Toulemont, piękną kobietą. Jako starzy ludzie zaczęli pisać przedziwne książki, bo opisujące te same historie, ale on pisał przeciw niej, a ona przeciw niemu! Jak to czytasz, to masz wrażenie jakiegoś przedziwnego wybluzgu nienawiści, ale tak wcale nie było. To naprawdę było pisane kwasem pruskim ... Uważasz, że prawdziwa literatura powinna być pisana kwasem pruskim? A ty co, k..., Żdanow jesteś, że chcesz decydować, jaka powinna być literatura?! Uważasz, że literatura ma być taka i taka? A przecież ani ty, ani ja nie wiemy, czym w ogóle ma być literatura. No do Żdanowa to mnie jeszcze nikt nie porównał. No widzisz! Ludzie, którzy mają talent, humor, dowcip i zbolałe serca powinni tworzyć rzeczy żywe, dające frajdę, a nie martwe jak polska literatura czy kino. I kto to mówi? Akurat twoje filmy mi się z frajdą nie kojarzą. Ale za to w nich buzuje od emocji, od idei, a frajda to nie tylko radość, ale też frajda intelektualna. I w polskiej kulturze współczesnej jej nie znajdujesz? Zupełnie nie i nad tym bardzo ubolewam, bo ja najbardziej na świecie lubię czytać po polsku, bardzo cieszyłbym się, oglądając świetne polskie filmy. Naprawdę niczego ciekawego nie przeczytałeś? Bardzo tego niewiele, choć coś się udało. W zeszłym roku byłem przewodniczącym jury europejskiej nagrody literackiej. Doszło zresztą do strasznego skandalu... Jakżeby inaczej. Ale posłuchaj. Przyleciałem do Brukseli na obrady jury i okazało się, że jako jedyny przeczytałem wszystkie nominowane książki, toteż dałem czcigodnym jurorom do zrozumienia, że są błaznami. Byłem okropny, więc uchwalili, że taki arogant jak ja przewodzić im nie może, ale nagrodę dostał „Gottland" Mariusza Szczygła, na czym bardzo mi zależało. Ale takich świetnie napisanych, ekscytujących książek jest niezmiernie mało. W „Nocniku" ekscytowałeś się „Dziennikami" Mihaila Sebastiana czy Waltera Benjamina. Taki był zamysł, by przez przywołanie twórców, których tak bardzo lubię, napisać swój własny dziennik, złożony po części z okruchów tamtych, a po części opowiedzieć o wielkiej samotności starego człowieka w tym domu. A ty jesteś samotny? Tak, ale to mnie nie przytłacza. Dziesięć, piętnaście lat temu mój organizm pewnie nie zniósłby samotności, wtedy potrzebowałem pary, stada, ale dziś mam zupełnie inne potrzeby. Dziś pragnę wewnętrznego spokoju. Może po raz pierwszy w życiu doznaję szczęśliwości niczym nieokupionej? Mówi się, że „samotność doskwiera", czyli sprawia ból, a tymczasem snujesz dość idylliczne wizje. To się nie kłóci, bo przecież jeszcze dziesięć, dwadzieścia lat temu nie mogłem być samotny ani przez moment. Teraz nie odczuwasz bólu? Bólu nie, raczej mam poczucie, że się na kimś zawiodłem. Dlaczego nie zrobisz o tym filmu? Rozumiem, że powinienem robić filmy na okrągło, tak? O Katyniu, o tataraku, o Wałęsie – po kolei? Wajda widocznie tak uważa. To jest jakieś kalectwo. On powiedział, że na starość lepiej robić filmy, niż zajmować się sobą, a ja uważam, że jest dokładnie odwrotnie – lepiej dociekać sensu swego życia, niż tłuc jeden po drugim jakieś mniej lub bardziej nieistotne filmy. I nie masz potrzeby zrobienia filmu? A kto niby, do ch..., ma potrzebę robienia filmów?! To jakaś naturalna potrzeba jest? Rozumiem jeszcze producenta, bo pieniądze są znacznie starsze niż kino, ale reżysera? To ma być konieczność kulturowa? Nie unoś się tak. Ja ci tylko tłumaczę, że przez ostatnie lata napisałem 11 książek i dla mnie to było ważniejsze. I zupełnie inne, bo literatura to sztuka analizy, rozkładu wszystkiego na elementy pierwotne, a kino – to sztuka syntezy. Poza tym w literaturze swoboda wyobraźni jest taka jak we śnie, niczym nieskrępowana, nieograniczona. W filmie, w środku poważnego monologu nie wprowadzę parady zielonych słoni w różowe grochy, a w książce mogę wszystko. Nie brakuje ci tej adrenaliny, ekscytacji towarzyszącej robieniu filmu? Ja to wielokrotnie przeżyłem, nie muszę tego wciąż mieć na nowo. Potrafię sobie wyobrazić, że jeszcze zrobię jakiś film, jak i to, że żadnego już nie zrealizuję. Może chodzi o to, że nie umiesz załatwić pieniędzy na film? W tej żebraninie o pieniądze jest coś upokarzającego. Trzy miesiące temu na festiwalu w Lyonie wręczyliśmy nagrodę za całokształt Miloszowi Formanowi. On przyjechał, trzy tysiące ludzi na gali nagrodziło go owacją na stojąco, a ten wielki mistrz mówił, że może ta nagroda pomoże mu zebrać pieniądze, bo po „Duchach Goi" nikt mu ich nie chce dać. Otóż ja nigdy w życiu nie chciałbym czegoś takiego przeżyć. Nigdy. Mieszkasz więc w ogromnym, pustym domu. I spacerowanie po nim sprawia mi wielką frajdę. Wstaję rano, twarożek, herbatka i do roboty, czyli do maszyny. Piszę. Nie bywasz. A gdzie mam bywać? Na tzw. salonach? Salon to było miejsce podejmowania interesujących gości. Dziś tym salonem jest promocja nowej pasty do zębów, nowych perfum. To tam schodzą się dzisiaj celebrysie i celebryśki. I co, ja mam pójść tam razem z nimi? No i z kim mam bywać? Telewizja to rodzaj domowego magla, z którego dowiadujemy się o wszystkim ważnym, a zwłaszcza nieważnym. Ludzie telewizji to właśnie bohaterowie tego magla, którzy z kimś się zeszli albo kogoś rzucili i to ma nas wpędzać w stan ekscytacji. Namawiasz mnie, bym bywał razem z nimi? Twoje kolejne książki i wywiady są kwitowane wedle jednej formuły: „Oto wynurzenia sfrustrowanego, rozgoryczonego starca". Szczerze, najszczerzej? Nie ma we mnie ani grama goryczy. Miałeś wszystko: pieniądze, sławę, uznanie. Dziś zostały procesy i kpiny w tabloidach, więc zaszyłeś się w lesie. I nie ma goryczy? Zaszyłem się w lesie, gdzie popijam wino, spotykam się z tobą i sobie bardzo miło gadamy. Mieszkam tu, bo chcę i żyję tutaj tak, jak chcę żyć. Czy ja muszę powielać to, co już przeżyłem, powielać cudze wzorce? Czy naprawdę muszę jeszcze robić jakieś niezwykłe rzeczy? Naprawdę nie. Nie chcę też moralizować, nikogo pouczać. Wiesz, czego nienawidzę? Tego, że po każdym materiale w „Wiadomościach" czy „Faktach" gruby dziennikarz albo brzydka pani uchodząca za dziennikarkę wygłaszają z miną mędrców najbardziej banalne, drobnomieszczańskie frazesy. Chyba nie liczysz, że z miną proroka wygłoszę ci tu kilka banałów o swoim życiu. Ono się ciągle toczy i to wszystko, co o nim mogę powiedzieć. I niczego nie żałujesz? Jednego: że mi się pies zestarzał, a już pewnie następnego nie będę miał. Rozmawiał Robert Mazurek Rosati i Żuławski spotykali się w 2008 roku. Po rozstaniu, reżyser napisał książkę "Nocnik", która choć jest fikcyjną powieścią, zawiera wiele nawiązać do jego biografii. Jednym z nich jest postać Esterki, czyli dziewczyny marzącej o karierze hollywoodzkiej aktorki, która ma romans z dużo starszym reżyserem. Zarówno czytelnicy, jak i sama Rosati zauważyli, że bohaterka jest wyraźnie wzorowana na niej. Ponieważ zaś Żuławski pisze o niej w niezwykle obraźliwy sposób, aktorka wytoczyła mu proces, którego celem była wypłata odszkodowania oraz blokada dalszej publikacji książki, lub usunięcie z niej fragmentów mówiących o Esterce (ok. 160 stron). Niedawno sąd wydał wyrok w tej sprawie i przyznając rację Rosati, zasądził odszkodowanie oraz publikację oficjalnych przeproszeń. Ku oburzeniu aktorki, wyrok nie zakazał jednak dalszej publikacji książki. W związku z zakończeniem procesu, w "Newsweeku" pojawił się wywiad z Andrzejem Żuławskim. Reżyser wspomniał w nim między innymi o tym, jak była kochanka próbowała wpłynąć na zablokowanie jego książki: Był taki moment, że panna Weronika Rosati krzyczała do mnie przez telefon, że ona mnie zniszczy, że będę musiał sprzedać dom, że pójdę z torbami. A ja starałem się jej wytłumaczyć, żeby powtarzała za mną, że ona nie jest Esterką. Żuławski nie powstrzymał się także od kolejnych słów oczerniających Weronikę Rosati. Tym razem zarzucił jej romans z amerykańskim producentem, Harveyem Weinsteinem. Reżyser wytknął to Rosati nijako przy okazji opowieści o tym, jaka pamiątka została mu po ich wspólnym romansie: To bilet, który jej wysłałem, żeby przyleciała z Los Angeles do Warszawy, gdzie się natychmiast za przeproszeniem... - odchrząkuje - z Harveyem Weinsteinem, który jest największym knurem dzisiejszego Hollywood. Został sfotografowany z nią nazajutrz. Nawet ma tę samą sukienkę. W mediach faktycznie pojawiła się fotografia na której widać Weronikę Rosati z amerykańskim producentem. Weinstein obejmuje aktorkę w pasie, a ona trzyma go za rękę. Rosati tłumaczyła potem, że to nie był romans, a bliski kontakt wynikał z faktu, iż jej znajomy jest Amerykaninem, a w tamtejszej kulturze przytulanie jest rzeczą naturalną i niezarezerwowaną wyłącznie dla kochanków. Taki prawomocny wyrok wydał w piątek Sąd Apelacyjny w Warszawie w procesie o ochronę dóbr osobistych, wytoczonym przez Rosati Żuławskiemu i wydawcy. SA oddalił apelacje stron od wyroku I instancji z Strony mogą jeszcze złożyć skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. "Nie ma niczym nieogranicznej wolności słowa; tworząc, nie można naruszać dóbr osobistych, co rażąco nastąpiło w tej sprawie" - mówił sędzia SA Jerzy Paszkowski. "Postacie literackie nie mają dóbr osobistych" - powiedział PAP adwokat wydawcy mec. Jerzy Naumann, zapowiadając skargę do SN. Reprezentujący powódkę mec. Maciej Lach powiedział PAP, że raczej nie będzie składał skargi do SN. W pozwie Weronika Rosati żądała od pozwanych 200 tys. zł zadośćuczynienia, przeprosin w mediach za naruszenie jej prawa do prywatności i godności jako kobiety oraz zaprzestania dalszego naruszania jej dóbr osobistych. Chciała usunięcia fragmentów książki, które miały jej dotyczyć, z ewentualnych dalszych wydań albo nawet zakazu jej rozpowszechniania. Proces toczył się od 2010 r. za zamkniętymi drzwiami. Prawnicy powódki dowodzili, że w śmiałej obyczajowo książce Żuławskiego przytoczono wiele faktów i zdarzeń pozwalających rozpoznać ich klientkę w postaci Esterki. Zauważono to w recenzjach, gdzie pisano, że Żuławski przez pewien czas miał się spotykać z Rosati. Pozwani wnosili o oddalenie powództwa. Podkreślali, że dane powódki nie padają w książce, a postacie literackie nie mogą być używane do wytaczania procesów, bo zniewalałoby to wolność artysty. Żuławski mówił, że Esterka nie jest tożsama z Rosati, która "sama zgłasza się na ochotnika". "Wiele faktów z życia bohaterki pozwala ją jednoznacznie zidentyfikować" - replikował adwokat powódki mec. Lach. "nocnik" jest powieścią udającą dziennik, a nie dziennikiem udającym powieść; nie można utożsamiać autora z narratorem ani postaci z żywymi osobami - mówiła w 2013 r. w sądzie biegła prof. Grażyna Borkowska, historyk literatury. "Narrator nie musi wypowiadać opinii autora. Gdyby tak było, setki artystów stawałoby przed sądami" - dodała. W lutym Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił pozew w zasadniczej części - uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych powódki. Uzasadnienie wyroku utajniono. SO nakazał pozwanym opublikowanie w "Fakcie" i "Gazecie Wyborczej" przeprosin za to, że fikcyjnej bohaterce książki nadano cechy pozwalające zidentyfikować ją jako powódkę i przypisać jej treści obraźliwe i fałszywe. SO nie uwzględnił zaś wniosku powódki o wykreślenie inkryminowanych fragmentów z ponad 600-stronicowej książki. Pozew kwestionował treści znajdujące się na 160 stronach. Apelacje złożyła i strona pozwana (chcąc oddalenia powództwa), i strona powodowa (wnosząc o zakaz publikowania fragmentów książki oraz o 200 tys. zł zadośćuczynienia). Adwokaci pozwanych mówili w SA, że przeciętny odbiorca nie zna zdarzeń z prywatnego życia powódki, z którą Esterka ma być tożsama. "Autor nie może odpowiadać za to, że popularne portale dokonały takiego utożsamienia" - mówili. Według nich odpowiadać powinny portale. Utrzymanie wyroku zagrażałoby wolności artystów - dowodzili. Mec. Lach podkreślał, że sam autor zeznawał, iż jego książka to dziennik oparty na faktach. "Daty, spotkania, sytuacje rodzinne są prawdziwe" - dodał - co sprawia, że "czytelnik utożsamia autora z narratorem". Pytał retorycznie sąd, co czuje kobieta, o "której były partner pisze tak, jak pisze". Jego zdaniem oddalenie pozwu oznaczałoby, że można każdego bezkarnie obrażać, byleby w "sposób artystyczny, choćby heksametrem". SA uznał wyrok SO za słuszny, a obie apelacje za niezasadne. Jak mówił sędzia Paszkowski, uzasadniając wyrok, w książce identyfikowalni są zarówno powódka, jak i pozwany. "Autor nie dokonał żadnych zabiegów, by postać Esterki zakodować i nie pozwolić na jej łatwą identyfikację" - dodał. Według SA książka nadaje powódce bardzo wiele cech, które stawiają ją w negatywnym świetle - z czym ona się nie zgadza i które są nieprawdziwe. Sędzia wymienił takie cechy Esterki, jak robienie kariery "przez łóżko", brak wiedzy i oczytania, brak norm moralnych, rozwiązłość. "Opisy scen intymnych są wulgarne" - dodał sędzia. Zdaniem SA książka powstała na fali "zainteresowania mediów związkiem starszego mężczyzny z młodą aktorką" i dotyczyła "niedawnych zdarzeń", co wykorzystano w promocji "Nocnika". SA uznał, że nie ma znaczenia, jakim rodzajem literackim jest ta książka. "Istotny jest jej odbiór przez przeciętnego czytelnika, który identyfikuje Esterkę z powódką, a nie jest w stanie odróżnic, co o niej jest prawdą, a co fikcją" - dodał sędzia. Zdaniem SA wysokość zadośćuczynienia jest adekwatna do "ogromu wyrządzonej szkody" i spełnia "rolę prewencyjną". W 2010 r. sąd zakazał dalszego rozpowszechniania "Nocnika" - aż do prawomocnego zakończenia procesu. SA uznał, że skoro zakaz wydano już po wykupieniu niemal całego nakładu, to nie ma potrzeby zakazywania wydawania, bo "skutek już nastąpił". "Gdyby pozwani chcieli zaś wznowić książkę, muszą mieć świadomość znacznie większej sankcji za kolejne naruszenie dóbr powódki" - dodał sędzia Paszkowski. Mec. Naumann powiedział PAP, że nie zgadza się z tym, że gatunek literacki nie ma znaczenia i że postać powieściowa jest traktowana jak osoba fizyczna mająca dobra osobiste. W SA nie było nikogo od strony powodowej. Andrzej Żuławski (ur. w 1940 r. we Lwowie) to reżyser, pisarz, scenarzysta i aktor. Zadebiutował w 1971 r. filmem "Trzecia część nocy". Po wstrzymaniu przez cenzurę jego filmu "Diabeł" z 1972 r., wyjechał do Francji, gdzie kręcił filmy z udziałem Romy Schneider i Isabelle Adjani. Rosati (ur. 1984) to aktorka, córka b. szefa MSZ Dariusza Rosatiego. AS Andrzej Żuławski nie żyje. Reżyser filmowy, pisarz, scenarzysta, aktor miał 75 lat. Od kilku lat zmagał się z chorobą nowotworową. We wtorek jego syn, także reżyser, Xawery Żuławski napisał, że ojciec był w ostatnim stadium choroby nowotworowej, a „jego stan nie pozostawiał złudzeń”. Publikujemy archiwalny artykuł Urszuli Wolak z 2011 młode i utalentowane, często zagubione,dziewczyny na zakręcie, poszukujące swoich mistrzów. To obraz kobiet, które stały u boku Andrzeja Żuławskiego. Każda z nich zrozumiała jednak, że miłość nie polega tylko na ślepej wierze w autorytet. Wtedy też dotarło do nich, że reżyser potrafi kochać - ale tylko siebie. Dziś każda z nich jest spełniona prywatnie, zawodowo i duchowo. Wiele zawdzięczają Żuławskiemu, ale są szczęśliwe, że wyrwały się z bardzo toksycznego związku - pisze Urszula Żuławski jest uznawany nie tylko za mistrza polskiej kinematografii, ale także za naszego rodzimego don Juana. U jego boku stały zarówno piękne, jak i bardzo młode kobiety. W jednym przypadku różnica wieku wynosiła nawet 43 lata. Małgorzata Braunek, Sophie Marceau, Manuela Gretkowska i Weronika Rosati to cztery kobiety Andrzeja Żuławskiego. Łączy je nie tylko nieprzeciętna uroda, ale także bagaż doświadczeń, które wyniosły z burzliwego związku z twórcą głośnego "Opętania". Nie od dziś wiadomo, że Żuławski jest typem cynika i despoty, twórcy, który wysysa z kobiet siłę i energię. Ma cechy, które jednak przyciągają kobiety jak magnes. Uwodzi je, ale nie potrafi ich przy sobie zatrzymać. Inna sprawa, że tak naprawdę nigdy nie próbował nawet o nie walczyć. Reżyser skończył niedawno 70 lat i nie myśli już dziś o zakładaniu rodziny. A czy czeka na kolejną miłość? Cóż, jak podkreśla Żuławski - to nie jest coś, czego się chce..., to się BraunekMałżeństwo Andrzeja Żuławskiego zawarte w latach 70. z Małgorzatą Braunek nie przetrwało próby czasu. Poznali się na planie "Trzeciej części nocy". Braunek dziś nie kryje, że Żuławski ją fascynował. - Przyjechał z Paryża porsche, otaczała go atmosfera tajemniczości, był piękny. Nie sposób było się nie zakochać - wspominała aktorka. Kiedy film trafił do kin, reżyser i aktorka byli już parą i spodziewali się dziecka. W miarę upływu czasu Braunek zaczęła dostrzegać w Żuławskim negatywne cechy. - Na dłuższą metę trudno jest żyć z Andrzejem. Wszystko musi być u niego emocjonalne, histeryczne, na najwyższych obrotach. Inaczej się nudzi - mówiła po latach w wywiadach Braunek. Gdy ich syn skończył 4 lata, aktorka wyprowadziła się z paryskiego mieszkania reżysera i związała z innym mężczyzną. Żuławski długo nie mógł się z tym pogodzić. Sophie MarceauW 1985 roku reżyser poznał 18-letnią Sophie Marceau, która wkrótce z nim zamieszkała. Wieść o związku młodej aktorki z dojrzałym mężczyzną o despotycznym charakterze wywołała we Francji skandal. Prasa okrzyknęła ich współczesnym Pigmalionem i Galateą. On rozwijał jej zainteresowania, podsuwał wartościowe książki, zachęcał do słuchania dobrej muzyki. Ona spędzała długie godziny na czytaniu, pisaniu i malowaniu. Francuzi długo nie mogli zaakceptować ich związku. Uważali, że Żuławski tylko wykorzystuje niewinną Sophie, obsadzając ją np. w roli prostytutki w "Narwanej miłości". Marceau dzielnie broniła kochanka, podkreślając, że gdyby nie on, nie byłaby dzisiaj tą samą kobietą, aktorką. W końcu jednak od niego odeszła, przyznając, że związek z reżyserem kosztował ją wiele wyrzeczeń. Mają syna GretkowskaŻuławski poznał Manuelę Gretkowską w Paryżu prawie 20 lat temu. Pisarka tkwiła wówczas w nieszczęśliwym związku. Czuła się zagubiona i wtedy na jej drodze pojawił się jego filmy i zapragnęła być jego muzą. Na początku było pięknie. Przesiadywali w paryskich kawiarniach i toczyli długie rozmowy o rzeczach niedostępnych zwykłym śmiertelnikom. Dziewczyna łatwo pozwoliła się zdominować. Choć czuła się nieszczęśliwa, to bardzo pociągał ją sadomasochistyczny związek z Żuławskim. Ich wspólnym dzieckiem była "Szamanka", do której Manuela Gretkowska napisała scenariusz. Ten film zakończył jednak ich związek. Gretkowska przestała być muzą. Stawała się pisarką. Swój związek z reżyserem opisała w wydanym właśnie "Transie".Weronika RosatiW 2007 roku wielkie poruszenie wzbudziła w Polsce wiadomość o związku Andrzeja Żuławskiego i Weroniki Rosati. Różnica wieku między nimi wynosi bowiem 43 lata. Matka Rosati wielokrotnie zaprzeczała, by Weronika miała romans z reżyserem. Twierdziła, że Żuławski zna aktorkę od dziecka i udziela jej jedynie rad aktorskich. Ani reżyser, ani aktorka nie przyznawali się do tego, by łączyło ich coś więcej niż przyjaźń. Aż do czasu kiedy w prasie ukazały się zdjęcia całującej się pary. Ich związek zakończył się jednak klęską. Podobno za sprawą rodziców Weroniki, którzy wyrwali ją ze szponów Żuławski spotyka się z Rosati w sądzie. Aktorka poczuła się urażona sposobem, w jaki reżyser opisał w swojej relacje z nią książce pt. "Nocnik" . Wyrokiem sądu sprzedaż książki została wstrzymana.

andrzej żuławski i weronika rosati